„Dom jest tam, gdzie czujesz się jak w domu.”
|Truman Capote|
Przychodzi do każdego taki moment, gdy posiadanie własnego mieszkania zdaje się być w zasięgu ręki.. Całkiem realnym, nie tak ulotnym marzeniem możliwym do spełnienia.
Ten czas przyszedł również i na mnie. Nie spodziewałam się, że nastąpi to jednak tak szybko.
Siedzieliśmy sobie z mężem pewnego jesiennego deszczowego wieczoru wzdychając głośno w sufit naszej przyciasnej kawalerki. Jak dobrze byłoby mieć w końcu swoje większe, wygodne, przestronne m2…
I w tym właśnie momencie podjęliśmy decyzję, że kończymy gdybanie i zaczynamy rozglądać się za czymś, co mogłoby być naszym wspólnym domem. Jeszcze wtedy nie spodziewałam się, że przez najbliższy rok zapomnę, co to znaczy mieć czas wolny, a sprawy nabiorą takiego tempa.
Zaczęliśmy od nieśpiesznego przeglądania ofert mieszkań, domów i działek, by w ogóle określić co tak naprawdę chcemy. Miało być badanie rynku, oglądanie ofert, zwiedzanie inwestycji.. W końcu nigdzie nam się nie spieszy, planowaliśmy zakup nieruchomości, jakakolwiek by ona była, może w przyszłym roku, jak nie dalszym nieokreślonym czasie.
I tak niecały miesiąc później już wiedzieliśmy w co uderzamy, a za następne dwa tygodnie złożyliśmy ofertę na mieszkanie i cała procedura zamknęła się na początku nowego roku.
Znaleźliśmy to, czego szukaliśmy. Smutne, zaniedbane, opuszczone mieszkanie kompletnie całe do remontu. Było ciemne, ponure, nieustawne i odpychające. A i co najważniejsze – nie posiada balkonu!. Wiele osób nam odradzało wybór, zachęcając przy tym do wstrzymania się i poszukania czegoś dalej.
Ale zobaczyłam w tym mieszkaniu ogromny potencjał. Mój mąż mimo pewnych wątpliwości też był na tak. Decyzja zapadła. Okazało się, że nieustawność jest pozorna, a lokal ma ogromny potencjał!
Pozmieniałam w nim wszystko, zaprojektowałam mieszkanie całkowicie od nowa, tworząc nową przestrzeń do mieszkania, tak by spełniała wszystkie nasze potrzeby i była przy tym łatwa do przearanżowania na przyszłość.
Niestety takie zaangażowanie kosztowało mnie wiele. Na ponad pół roku zmuszona byłam zapomnieć o swoich pasjach, blogu, wyjazdach i wielu innych potrzebach. Jednak powoli wracam i odrabiam się z zaległości.
Tak z innej beczki, ten post powstał na prośbę wielu osób, które wciąż pytają o to moje mieszkanie. Także zapraszam, rozgoście się wygodnie i czujcie jak u siebie. Jeśli Wam się tutaj spodoba może zbuduję parę poradników o projektowaniu wnętrz i jak przez taki remont przejść jak najmniej boleśnie? Dawajcie znać, z wielką przyjemnością służę radą.
P.S. Tak, jestem architektem. Nie błądziłam w temacie remontu po omacku, jak dziecko we mgle. Jednak uważam, że projektowanie swojego mieszkania to ogromne wyzwanie, a bycie klientem dla samego siebie to największy koszmar dla projektanta. Dlatego zatrudniajcie designerów, projektantów, czy też architektów – oni naprawdę odciążają w tych trudnych decyzjach!




